Zaczął pisać, bo zakochał się w polonistce - Bogdan Prejs

Przejdź do treści

Menu główne:

publicystyka > wojaczek

Mija 60. rocznica urodzin skandalizującego poety Rafała Wojaczka
Zaczął pisać, bo zakochał się w polonistce

6 grudnia skończyłby 60 lat. Osiągnąłby wiek jak na buntownika wręcz nieprzyzwoity. Zmarły w 1971 roku Rafał Wojaczek dziś uważany jest za jednego z najlepszych polskich powojennych poetów, choć niektórzy wolą wypominać mu skandale i ekscesy, które prowokował, występując w nich w głównej roli.

Przyszedł na świat jako drugi syn Elżbiety i Edwarda, szanowanych mikołowskich nauczycieli. Piotr był starszy o kilkanaście lat, Andrzej, który po latach został znanym aktorem, był dwa lata młodszy. To z nim Rafał dzielił pokój na pierwszym piętrze kamienicy przy obecnej ulicy Jana Pawła II. Dzisiaj mieści się w nim gabinet Pawła Targiela, dyrektora Instytutu Mikołowskiego, na który mieszkanie Wojaczka zostało przemianowane.

Szkolne lata

- Kiedy rozpocząłem naukę w liceum imienia Karola Miarki, przydzielono mnie do klasy Ia. Już pierwszego dnia pojawił się w niej ksiądz, który powiedział, że osoby chcące uczęszczać na lekcje religii mogą przejść do klasy Ib. Zdecydowałem się na to. Nie miałem wtedy jeszcze pojęcia o istnieniu Rafała, który pozostał w Ia - wspomina Targiel.

Rozmawiamy siedząc przy biurku należącym niegdyś do Wojaczka. Na ścianie wisi jego portret pędzla Waldemara Świerzego. Na sąsiedniej trzy oszklone tablice z wycinkami jego wierszy i paroma rękopisami. Za moimi plecami lista osób, które w połowie ubiegłej dekady poparły pomysł ówczesnego wiceburmistrza Mikołowa Mariana Sworzenia, by - mimo protestów - opustoszałego po śmierci Edwarda Wojaczka mieszkania nie przydzielać wielodzietnej rodzinie, ale stworzyć w nim placówkę kultury. Dzisiaj na murze budynku, w którym mieści się Instytut, wisi tablica ku pamięci poety.
- Wtedy z pewnością wierszy jeszcze nie pisał - kontynuuje dyrektor. - Wówczas dla uczniów w tym wieku być poetą znaczyło tyle samo, co być przygłupem.
O Wojaczku pierwszy raz usłyszał podczas wyjazdu na szkolny spływ kajakowy:
- Też miał tam być, ale nie pojawił się na zbiórce. Poszła plotka, że się ciął - opowiada.

Dla nastolatków to była prawdziwa sensacja. Kiedy Rafał dojechał nieco później, pogłoskę potwierdzała jego obandażowana ręka.
Targiel nie pamięta, jak to się stało, że zbliżyli się do siebie. Wynikło to, jego zdaniem, w naturalny sposób - chodzili do jednej szkoły, jeździli na obozy kajakowe, mieli humanistyczne zacięcie. Zaprzecza jednak, by byli przyjaciółmi.

- To były raczej chwile poczucia pewnej wspólnoty - wyjaśnia. - Pamiętam spotkania, gdy dyskutowaliśmy o sprawach dla nas ważnych, ale przyjaźnią trudno byłoby to nazwać. Na dodatek ten kontakt się urwał, ponieważ Rafał zmienił szkołę. Zdaniem niektórych dlatego, że zaczęły dawać o sobie znać jego ekscentryczny charakter i skłonność do ekscesów.
- Te jego skandale były takie same jak innych uczniów, czyli zwykłe wygłupy, tylko że w jego przypadku zostały utrwalone przez biografów - bagatelizuje Targiel.


Poezja

Jego zdaniem Rafał zaczął pisać wiersze w Kędzierzynie, dokąd wyjechał.

- Zainspirowała go chyba polonistka, w której najprawdopodobniej się kochał - przypuszcza.
Mówi o ich ostatnim spotkaniu, już po maturze. Wybrali się na spacer do lasu.
- Zastanawialiśmy się, co dalej robić, na jakie studia iść - pamięta.

Targiel trafił na filozofię, Wojaczek na polonistykę w Krakowie.
Rafał przerwał studia po pierwszym semestrze. Wyprowadził się do Wrocławia. Wtedy pisał już wiersze, ale jeszcze niewielu o tym wiedziało. Bomba wybuchła w grudniu 1965 roku. Siedem jego wierszy ukazało się w pierwszym numerze prestiżowego miesięcznika Poezja. Do druku rekomendował je słynny Tymoteusz Karpowicz. To był jeden z najgłośniejszych poetyckich debiutów w Polsce w XX wieku. Nieznany wcześniej twórca z dnia na dzień stał się pierwszoplanową postacią środowiska literackiego.

- To był poeta genialny - nie ma wątpliwości Bogusław Kierc, jeden z krytyków, którzy po śmierci Rafała przyczynili się do utrwalenia jego postaci w świadomości czytelników.
Poznał go w 1967 roku w redakcji Odry, dokąd przyszedł na spotkanie właśnie z Karpowiczem, a Wojaczek akurat tam był.
- To było zwykłe spotkanie - wspomina po latach.
Do teraz wiele osób uważa, że byli przyjaciółmi. Sam Kierc jest ostrożniejszy w osądzie:
- Wolałbym unikać słowa „przyjaźń” - zastrzega. - Nasze kontakty ograniczały się raczej do rozmów o poezji. Wielu to zdumiewa, ale nigdy nie piłem z nim alkoholu. Nie byłem jego kompanem do wódki. Pijanego widziałem go raptem ze trzy razy.
Nie zaprzecza jednak, że Wojaczek pił, i to dużo. Zdaniem niektórych lata, jakie spędził we Wrocławiu, były niekończącą się libacją. Więcej - Rafał lubił, jak można wyczytać w wielu wspomnieniach, ubarwiać je na przykład przechodzeniem przez oszklone witryny. To utrwalało jego rodzącą się już za życia legendę zbuntowanego i niepokornego twórcy, budującego świadomie mit straceńca i antybohatera.


Śmierć
Rafał Wojaczek zmarł 11 maja 1971 roku.

- Parę miesięcy wcześniej, gdy byłem we Wrocławiu, umówiliśmy się na spotkanie w Kazimierzu. Właśnie tam, czekając na niego, dowiedziałem się, że nie żyje - mówi Targiel.
Kierca nie było wówczas we Wrocławiu.
- Gdy wróciłem, czekał na mnie jego list. Pisał go ze świadomością, że gdy będę go czytał, jego już nie będzie. Nie chcę jednak mówić o samobójstwie. On po prostu umarł - stwierdza.
Przy poecie znaleziono kartkę, na której zapisał, jakie i ile tabletek zażył. Siedzącego na podłodze i opartego o tapczan znalazła rano gospodyni domu, w którym wynajmował pokój. Już nie żył.


(Dziennik Zachodni, 282/2005)


 
Copyright 2017. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego