Kazimierz Jankowski - Bogdan Prejs

Przejdź do treści

Menu główne:

publicystyka > wywiady

Depresja — dżuma XXI wieku
Szczęście van Gogha

Rozmowa z prof. Kazimierzem Jankowskim, psychiatrą*.

- Kiedyś mówiło się o dziwnych stanach, o „melancholii” nachodzącej ludzi, później o chorobach psychicznych, aż nagle pojawiła się depresja. Kiedy i kto jako pierwszy ją zdiagnozował, przyznając tym samym, że jest ona chorobą? Porównując - uznawany obecnie za chorobę alkoholizm niegdyś uważany był jedynie za wstydliwą przypadłość.
- Myślę, że był to ktoś z twórców współczesnej psychiatrii, którzy wywodzą się jeszcze z XIX stulecia. Wtedy po raz pierwszy użyto terminu „psychoza maniakalno-depresyjna” w stosunku do pewnych objawów. Interesujące jest porównanie rozwoju tego pojęcia w zależności od różnych współczesnych metod leczenia. Polega ona na trwałym spadku nastroju, ale jest różnie rozpoznawana przez różnych lekarzy w zależności od ich przekonań...
- Podlegałaby ona zatem interpretacji? Jeden lekarz rozpozna depresję, drugi chorobę psychiczną, a inny machnie ręką?
- Nie, akurat te rzeczy są już od kilkudziesięciu lat uregulowane przez podręcznik diagnostyki psychiatrycznej opracowany w USA przez kilkudziesięciu lekarzy. Opisano w nim około 400 rozpoznań! Z tego powstają nieścisłości, niespójność diagnoz przez różnych lekarzy, ale akurat depresja jest w nim zdefiniowana jednoznacznie jako jednostka chorobowa.
- Czy samobójcy przeżywają depresję?
- Tak się powszechnie uważa, ale nie jest to sprawa dowiedziona. Ten, kto się zabił, nie może być już zbadany, a wcześniej nie wiadomo było, że się zabije. Można jedynie opierać się na spostrzeżeniach osób, które z nim przebywały, jednak to będzie niepełny obraz, bo przecież nikt nie jest w stanie oddać jego przeżyć i nastrojów, stanu jego duszy.
- Jak długo musi trwać okres załamania, by móc mówić o depresji?
- Uznaje się, że obniżony nastrój musi trwać około dwóch tygodni, przy czym chodzi oczywiście o stan nieuzasadniony okolicznościami zewnętrznymi, bo przecież jeżeli na przykład komuś zmarł ktoś bliski, więc dlatego jest smutny i płacze, nie będzie to depresja. W takim przypadku po upływie jakiegoś czasu widoczna jest dynamika poprawy. Taki stan może nawet trwać długo, a wciąż nie będzie przypadkiem klinicznej depresji.
- Mówi się, że depresje są chorobą XXI wieku, ale przyczyny jej rozwoju tkwią przecież w XX wieku. Czy można uznawać za mające wpływ na jej rozwój dwie wojny światowe, postęp techniki, pogoń za sukcesem, bezrobocie?
- Absolutnie tak, przy czym trzeba pamiętać, że powody w każdym jednostkowym przypadku są wieloczynnikowe i rozmaite. Nigdy nie ma tylko jednej przyczyny.
- Czyli na przykład dla amerykańskiego żołnierza, który wrócił z Wietnamu, powodem zachorowania nie były wyłącznie przeżycia wojenne? Pytam właśnie o Wietnam, ponieważ właśnie po nim podobno lawinowo przybyło ludzi nie potrafiących egzystować w społeczeństwie, załamanych, nie umiejących się otrząsnąć ze złych wspomnień.
- Obecnie to samo można powiedzieć także o wojnie w Iraku, skąd tylu ludzi wróciło z objawami depresji. Przy czym są tu dwie strony: żołnierze, którzy stamtąd wrócili oraz ci, którzy mają dać pieniądze na ich leczenie. Władze próbują zbagatelizować ten problem, by wypłacić mniej odszkodowań. Wokół tej sprawy jest oficjalnie cicho, świadczyłoby to, że coś jest nie tak. Sprawa, jak sądzę, będzie miała ciąg dalszy, ale jest wokół niej wiele sprzeczności i niedomówień.
- Mówi pan o żołnierzach. No właśnie, jakie grupy zawodowe, wiekowe czy społeczne są szczególnie podatne na depresję?
- Trudno o jednoznaczne dowody, można jednak zaryzykować stwierdzenie, że kobiety mają nieco wyższy odsetek depresji niż mężczyźni, co wskazywałoby, iż są na nią podatniejsze. Ogólnie mówiąc, na depresję cierpi 17 procent populacji. To bardzo dużo.
- A czy grozi nam, że ten odsetek jeszcze wzrośnie?
— Jestem tego wręcz pewien, bo wszystkie czynniki wywołujące depresję mają tendencje wzrostowe. Na pewno będą nowe konflikty zbrojne, mówi się o wojnie cywilizacji...
- Za jeden z nich można uznać zamach na WTC?
- Jak najbardziej, chociaż tu trzeba podać pewne rozgraniczenie jego wpływu ze względu na rodzaj uczestnictwa w tym zdarzeniu. Inna była na przykład sytuacja moja, osoby oglądającej wszystko w telewizji i nie wierzącej własnym oczom. Początkowo pomyślałem nawet: „Jak oni realistycznie pokazują taki zamach!”. Odmienna była zaś sytuacja ludzi będących bezpośrednimi uczestnikami lub obserwatorami tego zamachu. Myślę, że lekarzom w Nowym Jorku przybyło po 11 września pacjentów cierpiących na depresję.
- Czy tylko ludzie przeżywają depresję?
- Bynajmniej. Zwierzęta również na nią mogą cierpieć. Najczęściej trzymane w domu, dla przyjemności i rozpieszczane. Na przykład mój własny kot, kiedy wyjeżdżałem razem z żoną na więcej niż dwa tygodnie, po naszym powrocie nie przychodził do nas. Widać było, że ma nam za złe, że go na tak długo opuściliśmy. Trwało to kilka tygodni, po czym spontanicznie ustępowało.
- Gdzie człowiek podejrzewający u siebie depresję może to sprawdzić? Jak mu pomóc lub jak może pomóc sobie samemu?
- Proponowałbym lekturę książek będących autobiografiami ludzi, którzy z depresji wyszli. Pomaga również towarzystwo innych ludzi. Właściwie nie ma jednego sposobu, bo każdy, dający dobre efekty, jest dobry. To tak jak z zupą - dodaje się do niej różne przyprawy, ale jeden woli więcej soli, a inny więcej pieprzu i trzeba trafić w jego upodobania. Tak samo jest z leczeniem. Kiedyś przeprowadzono takie badania, że jednemu cierpiącemu na depresję podawano leki, a w przypadku drugiego była to rozmowa. I proszę sobie wyobrazić, że ten drugi sposób dał lepsze efekty! Czyli rozmawiajmy ze sobą pamiętając, że depresję pogłębia samotność. Należy myśleć o rzeczach pozytywnych. Chociaż wiadomo, że nie da się sobie samemu pewnych stanów nakazać, należy jednak próbować. Są pewne cechy charakteru człowieka całkowicie uniwersalne i jedną z nich jest potrzeba przeżywania doświadczeń hedonistycznych. Człowiek nie może żyć bez stymulacji pozytywnych - dla jednych będzie to seks, dla drugich wzajemna serdeczność, a dla innych jedzenie. Uniemożliwienie im tego może prowadzić do depresji. Równocześnie, co ciekawe, słyszałem opinie wielu ludzi, że stan depresji wywołuje u nich taki, określmy to - pozytywny smutek. Pasuje to do refleksji, do pewnego typu muzyki, swoistego odświeżenia się od środka. Można zatem powiedzieć, że są ludzie świadomie szukający w swym życiu depresyjnych momentów.
- Może wynika to z przekonania, że one ich wzbogacają, uszlachetniają? Istnieje opinia, że dobry artysta to artysta nieszczęśliwy. Taki van Gogh według obecnych kryteriów chyba przeżywał depresję?
- Z całą pewnością. I może właśnie w chwili tworzenia był szczęśliwy? Kto wie...

Prof. Kazimierz Jankowski, psychiatra, autor kilku książek. W latach 60. i 70. wykładał na Uniwersytecie Warszawskim. Był założycielem Młodzieżowego Ośrodka Leczenia Nerwic. Od 20 lat mieszka w USA. Wykładał na Uniwersytecie w Kansas jako „visiting profesor”. We wrześniu gościł na Śląsku, wystąpił z prelekcją w Bibliotece Śląskiej.
Opublikował kilka książek, z których za kultową uchodzi opublikowana w 1972 roku „Hipisi w poszukiwaniu ziemi obiecanej”. Za kilka miesięcy ukaże się jej wznowienie z uzupełnieniem o wspomnienia ludzi uczestniczących przed laty w ruchu hipisowskim.


(okrojona wersja w: Dziennik Zachodni, 250/2002)

 
Copyright 2017. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego